O Kolei Transsyberyjskiej można powiedzieć wiele, a jeszcze więcej można kiedy się w niej spędza 5 kolejnych dni... :) Oczywiście szlaków kolei jest kilka i można się spierać czy nasza jest rzeczywiście tą właściwą, ale tak czy owak przemierza Syberię w poprzek dla mnie więc jest jak najbardziej transsyberyjska.
Ogólnie jazda jest przyjemna. Jedziemy w 2 klasie (kupiejny - 4 łóżka w zamykanym przedziale), która jest w miarę wygodna. Można bez problemu ulokować swoje rzeczy i trochę się zadomowić. Jedziemy w dwoma chłopakami z Warszawy, którzy jadą nad Bajkał. Ogólnie są sympatyczni, nie znam wtedy jeszcze w ogóle Rosyjskiego więc trochę mi tłumaczą, poza tym mają przewodnik - rzecz o której nie pomyślałem wcześniej. A może zakładałem, że przewodnika nie ma? :)
Wagon jest zaopatrzony oczywiście w samowar i gorącą wodę, co jest świetnym wynalazkiem. Herbata, zupka chińska, kuskus - co dusza zapragnie. Na przystankach można też kupić coś od "babuszek". Co po niektóre dworce dostrzegły w tym interes i handel możliwy jest tam tylko w kioskach (Kazań), ale zwykle nie ma z babuszkami problemu. Standardowy zestaw to suszona ryba, piwo i chleb. Okazjonalnie można kupić inne rzeczy, a przejeżdżając przez niektóre miasta można też spotkać inne rzeczy m.in. w jednym z przystanków mieści się huta szkła, a jej pracownicy jako część wypłaty dostają różne kieliszki, porcelanowe garnki i tego typu rzeczy. Skoro pieniędzy mają mało, a szkła dużo to naturalnym jest, że będą je próbowali opchnąć każdemu każdym sposobem. No i tak rzeczywiście jest - kiedy ktoś tylko wychyli się z okienka, albo nie daj Boże wysiądzie, w mig otaczają go babki z kieliszkami, garnkami, facet z żyrandolem. Przez 20 minut trzeba mieć się na baczności jeśli się nie chce czegoś kupić :)
Sama podróż upływa mi na patrzeniu się w okno. Krajobrazy są ładne i ciekawe, mimo to po jakimś czasie wszystko robi się monotonne, ale też człowiek przyzwyczaja się do stukotu kół i jazdy. Kaukaz mijamy w nocy i niepostrzeżenie znajdujemy sie już w Azji. Potem jeszcze kilka stacji i już jesteśmy w trzecim co do wielkości mieście Rosji - Nowosybirsku. Mamy chwilę czasu bo przesiadamy się tutaj z transsibu na kolej lokalną - elektoriczkę, która w 6 godzin (trasa lokalna... :) ) zabiera nas do Tomska. Ale przedtem wymieniamy trochę waluty w hotelu w pobliżu dworca i idziemy coś zjeść. Kartoszka to ziemniak, tego się trzeba nauczyć :)